Lisica zbliża się do miski z jedzeniem wśród zimowej miejskiej scenerii. Spod śniegu wystają kępy traw, w tle widoczny bałwan oraz pokryty tagami murIl. Mariusz Tarkawian

Ruda

Monika Cieślak
Ursus

Od zawsze uwielbiałam lisy, głównie dzięki ulubionej książce Mały Książę, z radością powitałam je więc w moim otoczeniu. W życie moje i Piotrka – mojego syna – lisica wbiegła dzięki przeprowadzce na osiedle w Ursusie. Tworzył je właściwie jeden długi blok, a obok były zarośnięte chaszczami fundamenty kilku budynków, które nie powstały, bo inwestor wstrzymał budowę już parę lat wcześniej. Tuż za płotem osiedla mieliśmy niszczejące fragmenty budowli, które powoli zawłaszczała dzika zieleń… Jak się później okazało, stała się ona domem dla wielu dzikich mieszkańców, którzy swoich norek i dziupli nie nabyli wraz z aktem własności u notariusza… Ruda była jedną z nich.

Po raz pierwszy zobaczyłam ją w zimie, gdy na chodniku pod balkonem leżała cienka warstwa śniegu. Truchtem przemierzała ścieżkę, w biały dzień, na białym puchu. Wyraźnie odcinała się od bieli swoim futrem, nie pozostawiając złudzeń, że oto po wewnętrznej jezdni osiedla na warszawskim ursusie biegnie lis.

Wyglądała jak siedem nieszczęść, jej futro było fragmentami jakby porwane czy poszarpane, oblepione błotem. Była bardzo chuda. W niczym nie przypominała lisów ze zdjęć w albumach ze zwierzętami. Mimo to ucieszyłam się, że takie dzikie zwierzątko mieszka obok nas, mój syn również nie posiadał się z radości. Potem widziałam ją wielokrotnie i odkryłam jej sekret, dlaczego regularnie pojawia się na naszym osiedlu. Pan Jarek – ochroniarz na naszym osiedlu – ją dokarmiał. Tak się z nim zaprzyjaźniła, że codziennie o 19:00 przychodziła pod budkę ochrony i znajdowała przygotowane smakołyki. Podobno ta przyjaźń trwała całe lata. Zadziwiał nas fakt, że obok nas mieszka lisica i że zaprzyjaźniła się z człowiekiem. Przecież lis to dzikie zwierzę, które, jak się okazało, zamieszkuje nie tylko lasy. Żywi się nie tylko tym, co upoluje, lecz także tym, co dostanie lub znajdzie… Lisy to głównie mięsożercy, ale w zasadzie są wszystkożerne. Widzieliśmy z okna, jak Ruda przemierza pola, polując na małe gryzonie i ptaki. Doczytaliśmy, że może również żywić się owadami, konikami polnymi, a nawet mięczakami i rakami. Jada także śliwki, jabłka i jeżyny, których w chaszczach obok naszego osiedla było całkiem sporo. 

Ruda mieszkała obok nas przez kilka lat, wielokrotnie ją spotykaliśmy. Przemykała, spoglądając nieufnie na obcych... Jedynie pan Jarek nie budził jej lęku. W pełnej krasie ją i jej braci i siostry można było podziwiać w słoneczne letnie dni. Żeby popatrzeć na lisy, trzeba było wspiąć się na najwyższe, czwarte piętro w naszym budynku, z widokiem na porzucony plac budowy. Wygrzewały się na szarych fundamentach garaży. Czasami było ich kilka, czasami kilkanaście. Niesamowity widok. Rodziny, bawiące się maluchy, piękne rude futra. 

Niestety rosnące ceny nieruchomości w stolicy skłoniły inwestora do dokończenia inwestycji i porzucona działka wkrótce stała się tętniącym piłami i rozjeżdżanym kołami ciężarówek placem budowy. Ruda i pozostali wynieśli się na pobliskie forty, a z naszym osiedlem sąsiadują cztery nowe szare bloki. Na ich dachach nie ma już rudych lisów, nie ma też chaszczy i zarośli, w których skrywa się niejedna opowieść.

Lisica zbliża się do miski z jedzeniem wśród zimowej miejskiej scenerii. Spod śniegu wystają kępy traw, w tle widoczny bałwan oraz pokryty tagami murIl. Mariusz Tarkawian
Przejdź do poprzedniej historii
Przejdź do kolejnej historii
Copyright © Fundacja Puszka